Amarantus – złoto Azteków, w odróżnieniu od quinoi, która jest nazywana złotem Inków, hehehe – ciekawe skąd się ludziom biorą te pomysły na różne “złote” określenia 🙂 Amarantus, który po polsku nosi bardzo ładną nazwę szarłat to istne super zboże, uprawiane od tysięcy (niektóre źródła mówią nawet o 6, lat 🙂
Coś niecoś o jego cudowności: zawiera bardzo dużą ilość łatwo przyswajalnego białka – białko z amarantusa przyswaja się w 75% podczas gdy z mięsa w 70%, a z mleka 72%. To oczywiście nie wszystko – szarłat to bomba składników mineralnych – zawiera znacznie więcej magnezu, potasu, fosforu czy wapnia niż inne zboża, chociażby pszenica. Zawiera też witaminy A, B, C i E.
No i na koniec – amarantus to REWELACYJNE źródło żelaza, ma go aż 15 mg w 100 g – przykładowo wołowina ma go 2.5 mg w 100 g. Do tego nie zawiera glutenu, jest bogatym źródłem kwasów nienasyconych obniżających “zły” cholesterol, a także skwalen opóźniający procesy starzenia i przeciwdziałający miażdżycy – ma go 10 razy więcej niż sławetna oliwa z oliwek 🙂 Ma też sporo błonnika, dwa razy więcej niż popularne otręby owsiane.
Jest też, obok quinoi, zbożem które zawiera wszystkie 8 aminkowasów egzogennych, tych których organizm nie potrafi sam wytworzyć, więc jest wymarzonym pożywieniem wegetarian 🙂
Może być uprawiany w naszym klimacie, w Polsce hodowany jest od 1993r. większość upraw znajduje się na Lubelszczyźnie.
Sprzedawany jest w formie kasz, mąk czy poppingu – są to ekspandowane nasiona szarłatu, czyli taki popcorn. Nasiona można kiełkować, a liście jeść w takiej formie jak szpinak, nadają się one również do mrożenia. Można kupić bez problemu w każdym ekologicznym sklepie.
No i co powiecie na to cudo?Bo ja się przyznam – nie jestem w stanie jeść go solo 😀 Amarantus ma bardzo specyficzny, intensywny smak, ale na szczęście w formie mąki czy małej ilości ziaren lub kaszy dosypany do innych potraw zupełnie nie zmienia ich smaku 🙂 Bo naprawdę warto go jeść od czasu to czasu, szczególnie jeśli się jest wege. Jeżeli zależy nam na żelazie w nim zawartym, pamiętajmy o łączeniu go ze świeżymi warzywami lub owocami, aby witamina C w nich zawarta ułatwiła przyswojenie niehemowego (pochodzenia roślinnego) żelaza.
Jako, że jak pisałam wyżej, nie jestem wielką fanką amarantusa w wersji solo, bardzo ucieszył mnie przepis (kolejny!) z książki “366 delicious ways to cook rice, beans and grains” Andrei Chesman, z działu śniadania, o którym pisałam już wcześniej tutaj. Byłam bardzo ciekawa smaku tych racuszków i powiem Wam, że przebiły nawet orkiszowo-gryczane z przepisu Gwyneth 🙂 Są pyszne, a amarantus smakuje w nich jak grysik czyli kasza manna. Bardzo polecam!
Przepis mówi, że z tej ilości wychodzą 4 duże porcje, ok. 14-16 placuszków, ale mi wyszło ich ok. 30 🙂 Nie wiem, może to wina mojej śląskiej szporobliwej natury, ale jak widzicie na zdjęciach mają zupełnie normalny racuszkowy rozmiar 🙂 Także spokojnie możecie zrobić z połowy podanych niżej składników, aby otrzymać przepisową ilość. Zamiast poppingu użytego w przepisie użyłam ugotowanych ziaren, proporcje podane poniżej.
Racuszki z amarantusem i maślanką:
Na ok. 30 placuszków:
1 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki mąki pszenne razowej
1/2 szklanki poppingu z amarantusa lub 1/4 szklanki ugotowanych ziaren (da to potrzebną połowę szklanki po ugotowaniu, można to zrobić wieczór wcześniej)
3 łyżki brązowego cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
szczypta soli (w przepisie – 1 łyżeczka)
2 duże jajka (przepis mówi o 2 jajkach i dodatkowym białku, ale myślę, że to przerost formy nad treścią 🙂
1 i 3/4 szklanki maślanki
3 łyżki oleju roślinnego
W misce mieszamy suche składniki: mąki, popping, proszek i sodę. Jeżeli używamy ugotowanego amarantusa dodajemy go z mokrymi składnikami. W osobnym naczyniu ubijamy mikserem jajka, olej i maślankę (oraz ewentualnie ugotowany amarantus). Dodajemy suche składniki i miksujemy do otrzymania gładkiego ciasta. Racuszki smażymy na dobrze nagrzanej patelni, spryskanej olejem roślinnym, podajemy z ulubionymi dodatkami. Świetne będą też z owocami sezonowymi. Polecam! 🙂
kasztelanka
2 kwietnia 2011 @ 19:59
powiem tak, aż zacieram ręce na widok kolejnych placuszków racuszków! robiłam dzisiaj z serkiem ricotta, i próbowałam zrobić ciasto do odrywania, wyszło/nie wyszło ale pierwsze koty za płoty! do tego przepisu brakuje mi tylko maślanki, więc drżyj rodzino! amarantus ekspandowany ostatnimi czasy u mnie na topie….. czekam też na pizzowy przepis… pozdrawiam smakowicie… do pysznego poczytania 😉
zauberi
2 kwietnia 2011 @ 20:18
mniam!
Grażyna
2 kwietnia 2011 @ 20:20
Wspaniałe placuszki 🙂
slyvvia
2 kwietnia 2011 @ 20:32
Ja też mogę amarantus jeść absolutnie bez niczego 😉 W placuszkach jeszcze nie próbowałam, a jestem ich wielka fanką, zapisuję do wypróbowania.
kasztelanka
2 kwietnia 2011 @ 22:59
powiem tak, aż zacieram ręce na widok kolejnych placuszków racuszków! robiłam dzisiaj z serkiem ricotta, i próbowałam zrobić ciasto do odrywania, wyszło/nie wyszło ale pierwsze koty za płoty! do tego przepisu brakuje mi tylko maślanki, więc drżyj rodzino! amarantus ekspandowany ostatnimi czasy u mnie na topie….. czekam też na pizzowy przepis… pozdrawiam smakowicie… do pysznego poczytania 😉
zauberi
2 kwietnia 2011 @ 23:18
mniam!
Grażyna
2 kwietnia 2011 @ 23:20
Wspaniałe placuszki 🙂
slyvvia
2 kwietnia 2011 @ 23:32
Ja też mogę amarantus jeść absolutnie bez niczego 😉 W placuszkach jeszcze nie próbowałam, a jestem ich wielka fanką, zapisuję do wypróbowania.
thiessa
3 kwietnia 2011 @ 07:32
Robilas z poppingu, czy z normalnego? Mam jedno i drugie i zastanawiam sie co lepsze.
Zielenina
3 kwietnia 2011 @ 09:13
Dzięki wszystkim za odwiedziny i miłe słowa, mam nadzieję, że wypróbujecie szarłat 🙂
Kasztelanko, bardzo miło czyta się tak wpisy, dziękuję! 🙂
Thiesso, użyłam ziaren, nie używam poppingu, bo generalnie staram się używam jak najmniej przetworzonych produktów spożywczych. Nie widzę specjalnych zalet poppingu. Ziarno zwiększa objętość około dwóch razy po ugotowaniu, więc do tych placuszków wystarczy ugotować ich 1/4 szklanki. Zrobiłam to w wieczór wcześniej, żeby już się nie babrać rano 🙂 Pozdrawiam!
thiessa
3 kwietnia 2011 @ 10:32
Robilas z poppingu, czy z normalnego? Mam jedno i drugie i zastanawiam sie co lepsze.
Atria C.
3 kwietnia 2011 @ 11:46
Ja jadłam popping z amarantusa i wcale nie przypadł mi do gustu: jak dla mnie smakował takim.. starym kurzem. Tylko nie wiem czy jest to kwestia smaku amarantusa czy może dystrybutor jakoś dziwnie zrobił ten popping..Może w innej formie byłoby lepsze:) Pozdrawiam!
Zielenina
3 kwietnia 2011 @ 12:13
Dzięki wszystkim za odwiedziny i miłe słowa, mam nadzieję, że wypróbujecie szarłat 🙂
Kasztelanko, bardzo miło czyta się tak wpisy, dziękuję! 🙂
Thiesso, użyłam ziaren, nie używam poppingu, bo generalnie staram się używam jak najmniej przetworzonych produktów spożywczych. Nie widzę specjalnych zalet poppingu. Ziarno zwiększa objętość około dwóch razy po ugotowaniu, więc do tych placuszków wystarczy ugotować ich 1/4 szklanki. Zrobiłam to w wieczór wcześniej, żeby już się nie babrać rano 🙂 Pozdrawiam!
Atria C.
3 kwietnia 2011 @ 14:46
Ja jadłam popping z amarantusa i wcale nie przypadł mi do gustu: jak dla mnie smakował takim.. starym kurzem. Tylko nie wiem czy jest to kwestia smaku amarantusa czy może dystrybutor jakoś dziwnie zrobił ten popping..Może w innej formie byłoby lepsze:) Pozdrawiam!
aga-aa
3 kwietnia 2011 @ 18:06
ja bym wciagnęła z przyjemnością obie wieże 🙂
Marta
3 kwietnia 2011 @ 18:39
Oj to gdyby ktoś z Pozniania je piekł to pewnie z tych samych proporcji wyszłoby mu przynjamniej 50 🙂
Zielenina
3 kwietnia 2011 @ 19:15
Atria, to chyba jednak wina poppingu, ziarna smakują bardzo intensywnie, ale nie kurzem 😀
Aga, na zdrowie 🙂
Marta, wypraszam sobie!Kilka lat temu zrobiono europejski ranking najbardziej oszczędnych nacji, również lokalnych i górnoślązacy przebili nawet Szkotów 😀 także pyrki mogą nam skoczyć 😉
thiessa
3 kwietnia 2011 @ 21:27
Zielenino ja uzywam poppingu do posypywania dziecku owsianki. Bardzo ladnie wyglada i z checia zjada.
aga-aa
3 kwietnia 2011 @ 21:06
ja bym wciagnęła z przyjemnością obie wieże 🙂
Marta
3 kwietnia 2011 @ 21:39
Oj to gdyby ktoś z Pozniania je piekł to pewnie z tych samych proporcji wyszłoby mu przynjamniej 50 🙂
Zielenina
3 kwietnia 2011 @ 22:15
Atria, to chyba jednak wina poppingu, ziarna smakują bardzo intensywnie, ale nie kurzem 😀
Aga, na zdrowie 🙂
Marta, wypraszam sobie!Kilka lat temu zrobiono europejski ranking najbardziej oszczędnych nacji, również lokalnych i górnoślązacy przebili nawet Szkotów 😀 także pyrki mogą nam skoczyć 😉
thiessa
4 kwietnia 2011 @ 00:27
Zielenino ja uzywam poppingu do posypywania dziecku owsianki. Bardzo ladnie wyglada i z checia zjada.
Kuchareczka
4 kwietnia 2011 @ 08:46
Jakie ładne! I zdrowe. I tak ich dużo 🙂
Kaś
4 kwietnia 2011 @ 09:44
świetne. uwielbiam takie śniadania
Kuchareczka
4 kwietnia 2011 @ 11:46
Jakie ładne! I zdrowe. I tak ich dużo 🙂
Paula
4 kwietnia 2011 @ 13:01
jestem zachwycona tymi wieżami 🙂
Kaś
4 kwietnia 2011 @ 12:44
świetne. uwielbiam takie śniadania
Paula
4 kwietnia 2011 @ 16:01
jestem zachwycona tymi wieżami 🙂
Biedr_ona
4 kwietnia 2011 @ 18:25
Cudownie apetyczne!
http://www.przysmakiewy.pl
Biedr_ona
4 kwietnia 2011 @ 21:25
Cudownie apetyczne!
http://www.przysmakiewy.pl
kasztelanka
5 kwietnia 2011 @ 21:01
ja też mam w posiadaniu popping, bo jest dla biegającej po mieście matki z dzieckiem najzwyczajniej wygodny… a co do smaku, to mi osobiście smakuje 😉 ale trzeba będzie spróbować też z normalnych ziaren, jutro nawiedzę odpowiedni sklep!
hihihi bardzo mi się spodobał komentarz aga-aa podpisuję się pod nim obiema rękami! 😛
kasztelanka
6 kwietnia 2011 @ 00:01
ja też mam w posiadaniu popping, bo jest dla biegającej po mieście matki z dzieckiem najzwyczajniej wygodny… a co do smaku, to mi osobiście smakuje 😉 ale trzeba będzie spróbować też z normalnych ziaren, jutro nawiedzę odpowiedni sklep!
hihihi bardzo mi się spodobał komentarz aga-aa podpisuję się pod nim obiema rękami! 😛
Zielenina
6 kwietnia 2011 @ 14:39
Dziecku ziaren dorzucam do zupy. Nie mam jakoś przekonania do tego poppingu 🙂 Wciągajcie na zdrowie 😉
Dzięki za odwiedziny i komentarze, pozdrawiam!
Zielenina
6 kwietnia 2011 @ 17:39
Dziecku ziaren dorzucam do zupy. Nie mam jakoś przekonania do tego poppingu 🙂 Wciągajcie na zdrowie 😉
Dzięki za odwiedziny i komentarze, pozdrawiam!
Ania vel Vespertine
12 kwietnia 2011 @ 20:50
Amarantus… Rzadko u mnie bywa! Ale chyba mnie natchnełaś do kupna paczuszki 🙂
Ania vel Vespertine
12 kwietnia 2011 @ 23:50
Amarantus… Rzadko u mnie bywa! Ale chyba mnie natchnełaś do kupna paczuszki 🙂
Antoninka
25 listopada 2016 @ 10:02
No właśnie jak się ma jakieś inspiracje na wykorzystania amarantusa to z całą pewnością warto zacząć go kupować ;)) dodatkowo można sobie urozmaicać bo jest mnóstwo jego form ;)) ja najczęściej gotuję płatki http://www.zdrowazywnosc.com.pl/produkt-1682.html i jak najbardziej smakują najlepiej jak ugotuję je na mleku roślinnym (własnej roboty kokosowe ;))
Antoninka
25 listopada 2016 @ 10:02
No właśnie jak się ma jakieś inspiracje na wykorzystania amarantusa to z całą pewnością warto zacząć go kupować ;)) dodatkowo można sobie urozmaicać bo jest mnóstwo jego form ;)) ja najczęściej gotuję płatki http://www.zdrowazywnosc.co… i jak najbardziej smakują najlepiej jak ugotuję je na mleku roślinnym (własnej roboty kokosowe ;))