Szukałam ostatnio przepisu, który miałby dużą zawartość gruszek, taką szarlotkę w wersji z gruszkami 🙂 Takiego przepisu nie znalazłam (chyba zaadaptuję po prostu jakiś przepis na szarlotkę), ale za to znalazłam inny, rewelacyjny! Oczywiście go zmodyfikowałam, efekt wyszedł przepyszny, a zawartość gruszek jest bardzo wysoka 😉 Dałam 1/3 ilości cukru przewidzianą w przepisie (serio, co jest z tymi przepisami, ludzie naprawdę potrafią jeść aż tak słodkie ciasta?), a ciasto i tak wyszło bardzo słodkie. Najlepiej użyć gruszek konferencji, które są bardzo słodkie i soczyste, a można je dostać na każdym targu czy w warzywniaku, bo sezon w pełni. Gruszki (tak jak pomidory) dojrzewają jeszcze po zerwaniu, więc można bez problemu kupić zielone i twarde i dać im kilka dni na osiągnięcie pełni smaku.
Polecam Wam to ciasto na nadchodzący wekend, nam tak zasmakowało, że na pewno wejdzie na stałe do naszego jesiennego repertuaru słodkości 🙂
Przepis z bbcgoodfood z moimi modyfikacjami:
100 g orzechów włoskich (w oryginale są laskowe, też miałam, ale włoskie były już wyłuskane, więc sami wiecie 😉 Jeżeli użyjecie laskowych należy je zblanszować
100 g mąki pszennej (można użyć tylko pszennej)
40 g mąki żytniej
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
50 g brązowego cukru
175 g masła pokrojonego w kostkę (następnym razem zmniejszę jego ilość i co najmniej 50 g)
2 duże, ubite jajka
5 małych gruszek, najlepiej konferencji pokrojonych w kostkę, jeżeli chcemy ozdobić wierzch ciasta zostawiamy jedną przekrojoną na pół
50 g białej czekolady (przepis przewiduje ciemną, ale ja wolę gruszki łączyć z białą), posiekanej
Ciasto najlepiej przygotować w robocie kuchennym. Najpierw mielimy orzechy na mąkę, dodajemy mąki i proszek do pieczenia. Następnie wrzucamy masło i pulsacyjnie doprowadzamy ciasto do konsystencji dużych okruchów. Dodajemy cukier i jajka i krótko miksujemy.
Przekładamy ciasto do miski, dodajemy pokrojone gruszki i posiekaną czekoladę, mieszamy. Piekarnik nagrzewamy do 140 stopni. Ciasta nie jest dużo, wystarczy go na małą formę ok. 20cm średnicy. Ja upiekłam dwa w foremkach do zapiekanek wyłożonych papierem do pieczenia. Jeżeli pieczemy w jednej formie natłuszczamy ją i wykładamy dno papierem.
Ciasto przekładamy do formy, pozostawione do ozdobienia połówki gruszki nacinamy jak wachlarz i wykładamy na wierzch ciasta. Pieczemy ok. 55-60 minut, po wyjęciu z piekarnika zostawiamy na ok. 10 minut i dopiero wyjmujemy. Można podawać zarówno ciepłe jak i ostudzone. Jeżeli nie przyozdabiamy wierzchu gruszkami można je posmarować dwoma łyżkami ciepłego dżemu brzoskwiniowego.
Smacznego! 🙂
Do ciasta była czysta rozpusta czyli domowa czekolada do picia zrobiona z białej i ciemnej czekolady rozpuszczonej w mleku podana z bitą śmietaną i wiórkami czekoladowymi (a tam, jak szaleć to szaleć 😉
Komarka
29 października 2010 @ 12:45
Za mną też od początku jesieni chodzi jakieś ciasto gruszkowe. Strasznie fajne to Twoje, z taką prawie całą gruszką na wierzchu 🙂 No i dodatek orzechów jest bardzo przekonujący. Może wypróbuję 🙂
Amber
29 października 2010 @ 13:53
Piękna ta gruszka w samym środku ciasta!
Ależ pyszności.Muszę upiec coś z gruszką…
Hankaskakanka
29 października 2010 @ 14:03
Chyba mam omamy, bo czuję zapach gruszek, wpatrując się w te zdjęcia.
Pinos
29 października 2010 @ 15:35
O, to mam już pomysł na ciasto "wyjazadowe" 🙂
Komarka
29 października 2010 @ 15:45
Za mną też od początku jesieni chodzi jakieś ciasto gruszkowe. Strasznie fajne to Twoje, z taką prawie całą gruszką na wierzchu 🙂 No i dodatek orzechów jest bardzo przekonujący. Może wypróbuję 🙂
Amber
29 października 2010 @ 16:53
Piękna ta gruszka w samym środku ciasta!
Ależ pyszności.Muszę upiec coś z gruszką…
myniolinka
29 października 2010 @ 17:58
rzeczywiście – czysta rozpusta 🙂
piszę się na taką…
Hankaskakanka
29 października 2010 @ 17:03
Chyba mam omamy, bo czuję zapach gruszek, wpatrując się w te zdjęcia.
Zielenina
29 października 2010 @ 18:14
Pieczcie i jedzcie, nie zawiedziecie się 🙂
Pinos
29 października 2010 @ 18:35
O, to mam już pomysł na ciasto “wyjazadowe” 🙂
Arvén
29 października 2010 @ 21:11
Aaa, ich przepisy są w większości fantastyczne.
A skoro to zawiera białą czekoladę, orzechy i gruszki to nie może nie być pyszne! Muszę się za to zabrać 😀
myniolinka
29 października 2010 @ 20:58
rzeczywiście – czysta rozpusta 🙂
piszę się na taką…
Karmel-itka.
29 października 2010 @ 22:10
nie tylko pyszny, co za penwne, ale jaki piękny!
przeuroczo podane.
Zielenina
29 października 2010 @ 21:14
Pieczcie i jedzcie, nie zawiedziecie się 🙂
Arvén
30 października 2010 @ 00:11
Aaa, ich przepisy są w większości fantastyczne.
A skoro to zawiera białą czekoladę, orzechy i gruszki to nie może nie być pyszne! Muszę się za to zabrać 😀
Karmel-itka.
30 października 2010 @ 01:10
nie tylko pyszny, co za penwne, ale jaki piękny!
przeuroczo podane.
wegetarinka
30 października 2010 @ 19:36
hmm, a ja nigdy nie tylko nie robiłam, ale nawet nie jadłam chyba gruszkowego ciasta… prawie się zaczerwieniłam 😉
wegetarinka
30 października 2010 @ 22:36
hmm, a ja nigdy nie tylko nie robiłam, ale nawet nie jadłam chyba gruszkowego ciasta… prawie się zaczerwieniłam 😉
niesfornawegetarianka
31 października 2010 @ 19:36
mmmmm wygląda to ciasto tak pysznie, że jutro je zrobię… w sam raz na jesienne popołudnie, leniwe i ciepłe…
pozdrawiam,
daria 🙂
Zielenina
31 października 2010 @ 19:44
Arven, nie wiem po co mi tyle książek skoro 90% przepisów, których używam jest ze strony bbc 😉
Karmelitko, dziękuję! 🙂
Wegetarianko, wstyd, musisz to nadrobić! 😀
Niesforna, mam nadzieję, że zasmakuje, pozdrawiam serdecznie 😉
niesfornawegetarianka
31 października 2010 @ 23:36
mmmmm wygląda to ciasto tak pysznie, że jutro je zrobię… w sam raz na jesienne popołudnie, leniwe i ciepłe…
pozdrawiam,
daria 🙂
Zielenina
31 października 2010 @ 23:44
Arven, nie wiem po co mi tyle książek skoro 90% przepisów, których używam jest ze strony bbc 😉
Karmelitko, dziękuję! 🙂
Wegetarianko, wstyd, musisz to nadrobić! 😀
Niesforna, mam nadzieję, że zasmakuje, pozdrawiam serdecznie 😉
niesfornawegetarianka
1 listopada 2010 @ 19:42
wyszło pychaaaaa 🙂
zwiększyłam ilość składników i wyszła cała wielka tortownica..
🙂
niesfornawegetarianka
1 listopada 2010 @ 23:42
wyszło pychaaaaa 🙂
zwiększyłam ilość składników i wyszła cała wielka tortownica..
🙂
Katarzyna Biernacka
2 listopada 2010 @ 14:13
Zielenino, piszesz że jesteś zaangażowana w prawa zwierząt. Zastanawiałaś się, jak to się ma do używania w kuchni produktów odzwierzęcych? Przecież pochodzą z wykorzystywania zwierząt, a hodowla krów na mleko czy kur na jaja pociąga za sobą zabijanie "niepotrzebnych" kogutków i cieląt płci męskiej, zaś kury i krowy z takich hodowli – gdy ich wydajność obniży się poniżej progu opłacalności – są sprzedawane do rzeźni i zastępowane następną partią zwierząt. Dieta roślinno-nabiałowo-jajeczna niestety nie jest korzystna dla zwierząt.
Katarzyna Biernacka
2 listopada 2010 @ 18:13
Zielenino, piszesz że jesteś zaangażowana w prawa zwierząt. Zastanawiałaś się, jak to się ma do używania w kuchni produktów odzwierzęcych? Przecież pochodzą z wykorzystywania zwierząt, a hodowla krów na mleko czy kur na jaja pociąga za sobą zabijanie “niepotrzebnych” kogutków i cieląt płci męskiej, zaś kury i krowy z takich hodowli – gdy ich wydajność obniży się poniżej progu opłacalności – są sprzedawane do rzeźni i zastępowane następną partią zwierząt. Dieta roślinno-nabiałowo-jajeczna niestety nie jest korzystna dla zwierząt.
Zielenina
2 listopada 2010 @ 18:36
Daria, bardzo się cieszę że wyszło i smakowało 🙂
Katarzyno, dziękuję za odwiedziny, widzę, że to twój pierwszy post tutaj, a już taki podsumowujący, mam nadzieję. To jest blog kulinarny, więc nie jest to najszczęśliwsze miejsce na taką dyskusję, jeżeli chcesz podyskutować o sprawach nie związanych z gotowaniem zapraszam na facebooka.
Jestem jak najbardziej świadoma wszystkich problemów, o których piszesz. Nie raz pisałam tutaj, że używam jajek wyłącznie z wolnego chowu, część mleka mam również od krów z chowu wiejskiego. Z pewnych powodów, mimo że weganizm bardzo mi imponuje, nie jest to dieta dla mnie.
Tak jak piszesz wegetarianizm nie jest to dieta najkorzystniejsza dla zwierząt, ale czym innym jest używanie produktów odzwierzęcych, które nie wymagają zabijania i pozyskanych z jak największym poszanowaniem zwierząt, a co innego jedzenie mięsa, które bez zabijania się nie może obyć.
Mam nadzieję, że Ty jesteś żyjącą ekologicznie weganką skoro uważasz, że masz prawo oceniać innych. Ja tego nie robię, z zasady, bo nie czuję się w żaden sposób uprawniona do oceniania wyborów innych.
Wszystkich pozostałych czytelników przepraszam za tego offtopa 🙂 Wiadomo było, że kiedyś się pojawią podobne wątpliwości, więc wolę je wyjaśnić od razu niż być oskarżaną o chowanie głowy w piasek 😉
Pozdrawiam!
Katarzyna Biernacka
2 listopada 2010 @ 19:48
Zielenino, trafiłam na Twój blog, bo czytam blogi kulinarne w poszukiwaniu wegańskich przepisów. Szczerze mówiąc, nie wpisywałabym tego komentarza, gdybyś nie napisała w swoim profilu, że bliskie Ci są prawa zwierząt. Moja uwaga, która nie podsumowuje Ciebie ani Twojego bloga, lecz zwraca uwagę na zależność między nabiałem i jajami a eksploatacją i zabijaniem zwierząt, nie jest w związku z tym offtopem lecz jak najbardziej związana z tym jak się samookreślasz. Być może nie zdajesz sobie sprawy, ale zabijanie zwierząt pojawiających się jako produkt uboczny hodowli i zwierząt już nieprzydatnych, bo "zużytych" jest niestety nieodłączną cechą każdej hodowli, również tej mniej intensywnej czy eko. Zobacz proszę tu: http://forum.empatia.pl/viewtopic.php?f=8&t=209 i tu:http://forum.empatia.pl/viewtopic.php?f=8&t=624. Tyle z mojej strony, dziękuję za uwagę. Pozdrawiam,
Katarzyna Biernacka
2 listopada 2010 @ 21:58
Moniko, nie wiem czemu nie jesteś weganką, więc nie będę się do tego odnosić. Natomiast odnośnie gospodarstw, gdzie kury, koguty, krowy i byki dożywają naturalnej śmierci – to nie mogą być hodowle biorące udział w konkurencji na rynku, z którego pochodzą jaja, mleko, sery, jogurty, ciasta z tymi produktami – w konkurencyjnych cenach. W dostępną cenę mleka, serów, jogurtów, maślanek, kefirów, jajek, składników dań gotowych, wchodzi tylko życie zwierząt produktywnych, nie wchodzi życie "produktów ubocznych" – tych wszystkich kogutków, byczków, które urosną i staną się bykami, nie wchodzi w tę cenę również emerytura dla kur i krów. Wliczenie tych kosztów dałoby taką cenę tych produktów, że mało kogo byłoby na to stać.
Krowy nie dają mleka, więc nie ma bydła dającego mleka. Jeśli chcesz mówić o gospodarstwie, gdzie nikogo by nie zabijano, a ciągle dostępne było tam mleko, to byłoby miejsce, gdzie z roku na rok przybywają kolejne cielęta. Jedna krowa produkująca mleko to w ciągu 10 lat krowa plus dziesięcioro jej dzieci. Obawiam się, że jednak jesteś źle poinformowana.
Zielenina
2 listopada 2010 @ 22:36
Daria, bardzo się cieszę że wyszło i smakowało 🙂
Katarzyno, dziękuję za odwiedziny, widzę, że to twój pierwszy post tutaj, a już taki podsumowujący, mam nadzieję. To jest blog kulinarny, więc nie jest to najszczęśliwsze miejsce na taką dyskusję, jeżeli chcesz podyskutować o sprawach nie związanych z gotowaniem zapraszam na facebooka.
Jestem jak najbardziej świadoma wszystkich problemów, o których piszesz. Nie raz pisałam tutaj, że używam jajek wyłącznie z wolnego chowu, część mleka mam również od krów z chowu wiejskiego. Z pewnych powodów, mimo że weganizm bardzo mi imponuje, nie jest to dieta dla mnie.
Tak jak piszesz wegetarianizm nie jest to dieta najkorzystniejsza dla zwierząt, ale czym innym jest używanie produktów odzwierzęcych, które nie wymagają zabijania i pozyskanych z jak największym poszanowaniem zwierząt, a co innego jedzenie mięsa, które bez zabijania się nie może obyć.
Mam nadzieję, że Ty jesteś żyjącą ekologicznie weganką skoro uważasz, że masz prawo oceniać innych. Ja tego nie robię, z zasady, bo nie czuję się w żaden sposób uprawniona do oceniania wyborów innych.
Wszystkich pozostałych czytelników przepraszam za tego offtopa 🙂 Wiadomo było, że kiedyś się pojawią podobne wątpliwości, więc wolę je wyjaśnić od razu niż być oskarżaną o chowanie głowy w piasek 😉
Pozdrawiam!
Katarzyna Biernacka
2 listopada 2010 @ 23:48
Zielenino, trafiłam na Twój blog, bo czytam blogi kulinarne w poszukiwaniu wegańskich przepisów. Szczerze mówiąc, nie wpisywałabym tego komentarza, gdybyś nie napisała w swoim profilu, że bliskie Ci są prawa zwierząt. Moja uwaga, która nie podsumowuje Ciebie ani Twojego bloga, lecz zwraca uwagę na zależność między nabiałem i jajami a eksploatacją i zabijaniem zwierząt, nie jest w związku z tym offtopem lecz jak najbardziej związana z tym jak się samookreślasz. Być może nie zdajesz sobie sprawy, ale zabijanie zwierząt pojawiających się jako produkt uboczny hodowli i zwierząt już nieprzydatnych, bo “zużytych” jest niestety nieodłączną cechą każdej hodowli, również tej mniej intensywnej czy eko. Zobacz proszę tu: http://forum.empatia.pl/vie… i tu:http://forum.empatia.pl/vie…. Tyle z mojej strony, dziękuję za uwagę. Pozdrawiam,
Katarzyna Biernacka
3 listopada 2010 @ 01:58
Moniko, nie wiem czemu nie jesteś weganką, więc nie będę się do tego odnosić. Natomiast odnośnie gospodarstw, gdzie kury, koguty, krowy i byki dożywają naturalnej śmierci – to nie mogą być hodowle biorące udział w konkurencji na rynku, z którego pochodzą jaja, mleko, sery, jogurty, ciasta z tymi produktami – w konkurencyjnych cenach. W dostępną cenę mleka, serów, jogurtów, maślanek, kefirów, jajek, składników dań gotowych, wchodzi tylko życie zwierząt produktywnych, nie wchodzi życie “produktów ubocznych” – tych wszystkich kogutków, byczków, które urosną i staną się bykami, nie wchodzi w tę cenę również emerytura dla kur i krów. Wliczenie tych kosztów dałoby taką cenę tych produktów, że mało kogo byłoby na to stać.
Krowy nie dają mleka, więc nie ma bydła dającego mleka. Jeśli chcesz mówić o gospodarstwie, gdzie nikogo by nie zabijano, a ciągle dostępne było tam mleko, to byłoby miejsce, gdzie z roku na rok przybywają kolejne cielęta. Jedna krowa produkująca mleko to w ciągu 10 lat krowa plus dziesięcioro jej dzieci. Obawiam się, że jednak jesteś źle poinformowana.
Monika
3 listopada 2010 @ 07:02
Moniko, nie wiem czemu nie jesteś weganką, więc nie będę się do tego odnosić.
I słusznie, bo to moja sprawa, nieistotna zresztą w tej dyskusji.
Obawiam się, że jednak jesteś źle poinformowana.
Nie sądzę. Naprawdę nie widziałaś nigdy gospodarstwa, gdzie kury chowane są tylko dla jajek? Bo ja znam wiele takich, widać mam szczęście.
Monika
3 listopada 2010 @ 11:02
Moniko, nie wiem czemu nie jesteś weganką, więc nie będę się do tego odnosić.
I słusznie, bo to moja sprawa, nieistotna zresztą w tej dyskusji.
Obawiam się, że jednak jesteś źle poinformowana.
Nie sądzę. Naprawdę nie widziałaś nigdy gospodarstwa, gdzie kury chowane są tylko dla jajek? Bo ja znam wiele takich, widać mam szczęście.
Ania vel Vespertine
6 listopada 2010 @ 16:30
Gruszkowiec – ładne! Ładnie się nazywa i wyobrażam sobie, ze ładnie smakuje 🙂
Ania vel Vespertine
6 listopada 2010 @ 20:30
Gruszkowiec – ładne! Ładnie się nazywa i wyobrażam sobie, ze ładnie smakuje 🙂