Jak Wam mija majówka? A może Majówka? Mam dylemat gramatyczny, pomóżcie!
U nas w tym roku bezwyjazdowo, szkolnie-pracowo. Może wybierzemy się w czwartek na jakąś wycieczkę. Korzystamy z uroków naszego ogrodu, grillujemy, trochę jeździmy na rowerach. Proste przyjemności, o które w sumie trudno w codziennej gonitwie. Jutro chyba wyciągnę kocyk żeby się walnąć pod tym pięknym, niebieskim niebem.
Jakiś czas byłam w pewnej pizzerii, gdzie byłam pyszną lemoniadę malinową. Niby taka prosta rzecz, lemoniad w ciągu ciepłego sezonu robię masę, a malinowej sobie nie przypominam. Tak mi smakowała, że postanowiłam odtworzyć ten smak w domu.
Posłodziłam ją miodem zamiast cukrem, można użyć też syropu klonowego, który będzie genialnie pasował do smaku malin.
W duchu zero waste 😉 zamiast dodawać cytryny zużyłam nieco podsuszone mandarynki czekające nie wiadomo na co od jakiego czasu. Skomponowały się bardzo dobrze.
Ostatnio wyjątkowo pasują mi takie proste przepisy. Kilka podręcznych składników, nieskomplikowana receptura. Bezpretensjonalnie i pysznie, tak najlepiej, prawda?
Malinowa lemoniada
składniki na ok. 2 l:
- 2 l dobrej wody
- 1/2 szklanki mrożonych malin, bez rozmrażania
- 4 łyżki miodu/syropu klonowego
- 4 mandarynki/2 cytryny/1 pomarańcza
- kilka łodyżek mięty
Wlewamy wodę do dzbanka, dodajemy sok wyciśniętych z wybranych owoców i miód lub syrop klonowy. Wsypujemy maliny. Zgniatamy listki mięty i też wrzucamy.
Wszystko mieszamy i odstawiamy na jakiś czas, aby smaki się dobrze przegryzły.