Całe lata byłam zdania, ze zimna zupa to nie zupa. Na moim Śląsku zupełnie nie ma tradycji jedzenie zup na zimno, podobnie nie jemy makaronu z owocami ani zup z nimi. Ale fala 35 stopniowych upałów kolejny rok z rządu chyba wprowadzi zmianę w moich poglądach. Powiem więcej, nawet mi te chłodniki zaczynają smakować! Świat się wali, naprawdę!
W planie mam coś na kształt gazpacho z dodatkiem zielonych warzyw, ale na razie w ruch poszły buraki, które obrodziły mi w sposób szalony w tym roku. Zasiałam moją ulubioną odmianę opolską – te buraki są podłużne, słodkawe i przepyszne po upieczeniu. Na surowo też są smaczne, co szczególnie docenia nasz pies, wodołaz!
Ta odmiana buraków po upieczeniu bardzo zyskuje na smaku, niezwykle intensyfikuje się jego słodka nuta, więc trzeba ją nieco przełamać. Aby dodać kwaśności i zadbać o florę jelitową, dodałam – jako zakwaszacz – wodę z ogórków kiszonych.
Ta zupa jest tak banalnie prosta w przygotowaniu, że aż wstyd wrzucać takie przepisy, ale uwierzcie mi, że miseczka takiej zimnej, różowej cudowności w upalny dzień czyni cuda.
Buraki piekę zawsze hurtem w żaroodpornym naczyniu z przykryciem. Pamiętajcie, aby nie piec w folii aluminiowej, bo w kontakcie z wysoką temperaturą wydzielają się z niej rakotwórcze substancje.
Buraki wystarczy umyć, bez obierania wrzucić do naczynia, przykryć i siup do piekarnika. 45 minut w 210 stopniach i gotowe. Najczęściej zostawiam je w piekarniku aż do całkowitego wystudzenia, wtedy większe sztuki na pewno się upieką.
Chłodnik z buraków
składniki na 6-8 porcji
- 1 kg podłużnych buraków, upieczonych i obranych
- 1 szklanka wody z ogórków
- 1 łyżeczka soli
- 1 ząbek czosnku
- kwaskowate jabłko do podania (ewentualnie)
Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze, miksujemy na gładko. Jeżeli chcecie podkręcić smak zupy, można doprawić ją 1/2 łyżeczki kminu. Podajemy z jabłkiem pokrojonym w drobną kostkę.